niedziela, 30 czerwca 2019

Potęgi razem z pierwiastkami - pozornie trudne zagadnienia... i już wszelkie trudności za nami - cz.3

Dziś powiemy sobie co nieco na temat tego jaki jest jego związek potęgowania z dodawaniem. Do tego przyjrzymy się również temu czym jest mnożenie i dzielenie oraz przypomnimy sobie pojęcie liczby odwrotnej. To wszystko powinno pomóc nam ułożyć sobie kolejną cegiełkę w budowli naszego matematycznego domu.

W poprzednim odcinku dowiedzieliśmy się tego czym jest potęgowanie oraz czym jest podstawa i wykładnik potęgi. Przypomnę krótko, że podstawa potęgi mówi nam o tym jaką liczbę będziemy mnożyli, zaś wykładnik podpowiada ile razy będziemy taką operację wykonywali.

W tym artykule przyjrzymy się temu co się będzie działo, gdy wykładniki będą liczbami całkowitymi dodatnimi lub ujemnymi.

Ostatnim przykładem, który analizowaliśmy była zabawa z czwórką. Były to wartości 4^1, 4^2 i 4^3. Wiemy, że wykładnik mówi nam ile razy pojawia się dana liczba (podstawa) jako iloczyn tych samych czynników. I tak w przypadku 4^1 = 4, 4^2 = 4*4 = 16 i 4^3 = 4*4*4 = 64. Oznacza to, że jeśli mamy w wykładniku jedynkę, wtedy wartość będzie równa podstawie (nic nie mnożymy), przy dwójce będzie mnożenie dwóch identycznych liczb (podstaw), a mając trójkę, będzie konieczne trzykrotne pomnożenie tych samych liczb podstawy.

Wniosek z tego jest taki, że wraz ze wzrostem wykładnika - zwiększa się (proporcjonalnie) liczba czynników, czyli liczb (podstawy), które mnożymy przez siebie.

I teraz istotna uwaga. Tak naprawdę gdy przed daną liczbą (wartością) nie ma żadnego znaku, to uznajemy, że jest ona dodatnia. Inaczej mówiąc przyjmujemy, że +3 to po prostu 3, zaś +5 to 5. Ba! Jest to tak oczywiste, że nawet się nad tym nie zastanawiamy! To jednak ważne, jak się zaraz zresztą okaże.


Przypomnijmy sobie oś liczbową. Pomyślmy również w ten sposób, że zwiększanie liczby (wartości) to przesuwanie jej w prawo, zaś zmniejszanie - w lewo. No dobrze, ale jaki to ma związek z potęgowaniem? Wiemy już, że wraz ze wzrostem wykładnika, zwiększeniu ulega liczba czynników (tych samych liczb, które mnożymy przez siebie), prawda?

Zastanówmy się jednak, co się stanie, gdy liczbę w wykładniku zaczniemy po prostu zmniejszać. Otóż wraz ze zmniejszaniem się liczby wykładnika będzie coraz mniej czynników. Do tej pory analizowaliśmy tylko taką sytuację w której najmniejszym wykładnikiem była jedynka. W takiej sytuacji pamiętamy, że wtedy mamy liczbę, która jest naszą wyjściową (podstawą potęgi).

Zaobserwujmy pewien schemat i poszukajmy związku (zależności), który będzie pokazywał co się dzieje przy zmniejszaniu się wykładnika.

Weźmy na początek nieco większą liczbę. Niechaj będzie nią 4^6 czyli 4096. Schodzimy z potęgami od większej do mniejszej (tabelę czytamy od prawej do lewej). Zatem:

TABELA nr 1. (P-L) Zmniejszanie się potęg z jednoczesnym zmniejszaniem wartości.

Teraz zauważmy, że przy każdym obniżeniu (zmniejszeniu) wykładnika potęgi, dzielimy daną liczbę przez podstawę (u nas jest nią 4). Dlatego dalej będzie to wyglądać w taki oto sposób (znów tabelę czytamy od prawej do lewej).

TABELA nr 2. (P-L) Zmniejszanie się potęg z przekroczeniem wykładnika zerowego.

Wynika z tego prosty fakt, że w momencie, gdy dochodzimy do zerowego wykładnika potęgi, wówczas nasza liczba staje się jednością (jedynką). A co się dzieje dalej? Otóż później tak jak w lustrze odbijają się te same liczby (z prawej), tylko zapisane jako ułamki zwykłe (po lewej). Różnica jest taka, że w każdej z liczb po lewej mamy w liczniku jedynkę, a w mianowniku lustrzaną liczbę.

Czym są liczby odwrotne i jak je łatwo zrozumieć? Najprościej mówiąc, liczby odwrotne, to te, które mają odwrócone liczniki z mianownikami. W naszym przypadku jeśli mamy liczbę 4, wówczas odwrotnością jest 1/4, a dla 16 odwrotna liczba to oczywiście 1/16. Dlaczego? Otóż dlatego, że czwórkę traktujemy jako 4/1, więc gdy odwrócimy ją do góry nogami, wówczas powstanie właśnie jej odwrotność czyli 1/4. Prawda, że proste?

Gdybyśmy na podstawie powyższych rozważań narysowali prosty schemat, wtedy okazałoby się, że zero w wykładniku potęgi daje nam liczbę równą jedności (jedynkę). A ta jedność właśnie rozdziela wykładniki dodatnie (po prawej) od ujemnych (po lewej).

TABELA nr 3. Graficzne przedstawienie przechodzenia wykładnika z części dodatniej do ujemnej.

A jak przedstawia się proces, który ukazuje zasadę na podstawie której możemy ustalić co się dzieje z wartościami liczb potęgowanych? Proszę bardzo, zobaczmy to na rysunku. Ostrzegam, że prostota wyjaśnienia może lekko przerazić.

TABELA nr 4. Uniwersalny schemat dotyczący przeciwnych wykładników i odwrotnych wartości.

I teraz zapewne nasze oczy znowu się nieco szerzej otwierają, a źrenice mocno poszerzają. Tak, to właśnie najczęściej tego brakuje w wyjaśnianiu istoty potęgowania dla wykładnika całkowitego dodatniego i ujemnego.

No dobrze, ale czy ten schemat naprawdę działa? Tak. Działa dla wszystkich liczb? Tak. Czy działa również dla ułamków, które będą w podstawie? Tak. Czy ten schemat działa tylko dla wykładnika całkowitego? Ustalmy, że tak. Dlaczego w tym wypadku nie do końca jasna odpowiedź? Otóż dzieje się tak, ponieważ w przypadku jeśli wykładnik nie będzie liczbą całkowitą, wtedy będzie trzeba zarówno potęgować jak i pierwiastkować. A z uwagi na to, że jeszcze nie zakończyliśmy w pełni zagadnienia potęg (nie rozpoczynając pierwiastków), więc musimy odrobinę poczekać na to czym są i na czym polegają pierwiastki. A potem wszystko ze sobą pięknie połączymy i powstanie... matematyka jakiej dotychczas nie znaliście.

Tak więc na chwilę obecną bierzemy pod uwagę tylko wykładnik całkowity, zgoda? Natomiast jako podstawa potęgi - na razie liczby dodatnie całkowite. W kolejnej odsłonie wrócimy do tego tematu i go poszerzymy a przy okazji powiemy sobie coś więcej. Co takiego? Otóż zastanowimy się co będzie się działo, gdy podstawa będzie liczbą całkowitą, ale ujemną, a potem także ułamkiem (i to też ujemnym!). Czyli zajmiemy się sytuacją w której w podstawie będziemy mieć ułamki, które mogą być ujemne i jeszcze do tego będziemy mogli je podnosić do potęgi... ujemnej! A jakże! Jak szaleć, to na całego, prawda?

Chciałbym, aby za moich czasów matematyka była tak cudownie piękna, spójna, logiczna, wciągająca... i mega prosta! Myślę, że dzięki moim artykułom jest szansa, że przynajmniej dla moich czytelników będzie o niebo łatwiejsza. Chcę wam bowiem pokazywać i wyjaśniać matematykę jakiej jeszcze nie znacie. Bo ja takiej matematyki niestety nigdy nie znałem.

Podsumowanie: temat potęgowania, który pozornie jest bardzo trudny, nagle okazuje się być zadziwiająco prosty. Uważam, że dzieje się tak, ponieważ jeśli dane zagadnienie nie jest wyjaśniane za pomocą dobrych koncepcji, wówczas staje się niezrozumiałe. Natomiast w przypadku, gdy dany temat wydaje się być trudny, to najczęściej oznacza to, że niestety, ale jest niewystarczająco dobrze wyjaśniony. Stoję na stanowisku, że potęgowanie jest o tyle proste, że przy odrobinie ćwiczeń i solidnej metodyce... będzie niemal dla wszystkich proste jak bułka z masłem!

sobota, 29 czerwca 2019

Potęgi razem z pierwiastkami - pozornie trudne zagadnienia... i już wszelkie trudności za nami - cz.2

W poprzedniej części uchyliłem rąbka tajemnicy dotyczącej tego czym zamierzam zajmować się w kilku najbliższych odcinkach poświęconych zagadnieniom potęg i pierwiastków.

Artykuł ten będzie składał się z dwóch części - PIERWSZE KROKI oraz POTĘGOWANIE. Osoby, które chcą natychmiast przejść do istoty potęgowania zachęcam do przeczytania tylko części drugiej. Natomiast tych, którzy chcą sobie przypomnieć i odświeżyć wiedzę z najniższego etapu (edukacja wczesnoszkolna), zachęcam do przeczytania całości - od początku aż do końca.

Na wstępie zaczniemy od przypomnienia absolutnych podstaw. Może to się wydać zbędne, ale zapewniam, że wnioski z tych oczywistych opisów będą nam bardzo przydatne do pełnego zrozumienia kolejnych elementów zagadnień, które w pewnym momencie stanowią przeszkodę nie do przejścia dla wielu dzieci. A wcale tak być nie musi, co za chwilę udowodnię i będę przekonywał w kolejnych odsłonach. A więc zaczynamy!

PIERWSZE KROKI - czyli na czym polega istota dodawania i odejmowania oraz dlaczego są one działaniami odwrotnymi

Pierwszym elementem z którym spotykają się dzieci na swojej drodze odkrywania świata są obiekty, które są wokół nich. Zaczynają je intensywnie testować, sprawdzając co się z nimi stanie jeśli zostaną poddane różnym pomysłom, które dziecko będzie realizowało.

Weźmy za przykład dowolne liczmany (obiekty, którymi można swobodne manipulować). Mogą to być żetony, patyczki czy też zakrętki a nawet kasztany czy klocki. Dziecko bierze żetony i gromadzi je w kupkę (grupuje), nie do końca uświadamiając sobie, że właśnie je do siebie dodaje. Jeśli znudzi mu się część z nich i będzie chciało się ich pozbyć, wówczas odkłada bądź odrzuca je od siebie... a matematycznie oczywiście odejmuje.

No i teraz przechodzimy na formę zapisu matematycznego. I tak, umawiamy się, że dodawanie zapisujemy jako plus ("+"), zaś odejmowanie jako mius ("-"). Przechodzimy do naszego procesu dodawania i odejmowania.

Najprostszy i zarazem fundamentalny zapis to suma (jako proces, czyli działanie) dwóch elementów, która daje określoną wartość (suma jako wynik działania). Zauważmy, że w takim układzie mamy 3 elementy. Przy działaniu 4+2=6, widzimy, że dodajemy do 4 kasztanów (klocków, żetonów) jeszcze 2. Możemy powiedzieć też, że do 2 dodajemy 4. Bez względu na to jak to zrobimy, to i tak całość naszego zbioru będzie liczyć 6 elementów.

Natomiast jeśli chcemy odwrócić działanie, wówczas nadal wykonujemy operację na dwóch elementach, zaś trzeci stanowi wynik tego działania. Zatem zapis 6-2=4 mówi nam o tym, że mieliśmy 6 zakrętek, następnie odejmujemy (odrzucamy, odkładamy) od nich dwie, więc na końcu tego działania pozostaje nam jedynie cztery.

Teraz spójrzmy na pierwsze zagadnienie, które jest pozornie mega proste, ale mam wrażenie, że nie zawsze dobrze zrozumiane (nie mam na myśli poziomu mechanicznego, lecz zrozumienie jego istoty). Zauważmy bowiem, że dodawanie jest przemienne, bo suma obu składników daje nam tę samą wartość, bez względu na to od której zaczniemy dodawać. Zatem kolejność w której łączymy (gromadzimy) ze sobą elementy nie ma znaczenia. Zarówno 4+2 jak i 2+4 daje nam 6.

No dobrze, ale co z tego wynika? Z całym szacunkiem, ale to bardzo ważny element w całej układance. Jeśli bowiem uświadomimy sobie, że odejmowanie jest odwrotną czynnością (operacją) do dodawania, to jesteśmy już o kolejny krok do pełniejszego zrozumienia. W przypadku odejmowania mamy jednak dwa warianty: możemy od 6 odejmować 2 albo 4 (6-2 lub 6-4). Inaczej mówiąc od sumy zbioru możemy odjąć albo pierwszy albo drugi element zbioru. No i logiczne jest to, że jeśli odejmiemy pierwszy to zostanie nam drugi. Analogicznie gdy odejmiemy od całości drugi element, to będziemy mieli tylko pierwszy. Z uwagi na to, że pierwszy element nie jest równymi drugiemu, więc pamiętajmy, że odejmowanie nie jest przemienne. Jest różnica czy odejmujemy od 6 dwa czy cztery - wynik będzie odmienny.

Teraz kolej na następną istotną część. Bierzemy dowolne liczmany (kasztany, zakrętki, żetony, patyczki czy kostki) i ćwiczymy operację dodawania oraz odejmowania. Chodzi o to, aby mieć bardzo dobrze utrwalone to, że: 4+2=6, bo 6-2=4. Analogicznie 2+4=6, więc 6-4=2.

Warto to dobrze przećwiczyć, aby w kolejnych etapach brak zrozumienia tego procesu nie zakłócił możliwości objęcia nieco bardziej wymagających koncepcji.


POTĘGOWANIE - czyli na czym polega istota mnożenia tych samych elementów i jak to przedstawić w postaci graficznej

Przechodzimy dalej. Co by się stało, gdybyśmy dodawali do siebie te same obiekty (elementy)? Otóż już dawno poradzono sobie z tym problemem. Zamiast zapisywać 3+3+3+3+3, 2+2+2+2, 1+1+1, możemy powiedzieć ile razy występuje ten sam element i zapisać to w skróconej postaci, wykorzystując mnożenie. Tak więc w pierwszym przykładzie grupujemy trójki, wiec mamy 5x3, w kolejnej dwójki - 4x2, a w ostatniej jedynki 3x1.

Wniosek? Dodawanie tych samych elementów nazywamy mnożeniem. Trzeba wyraźnie podkreślić, że chodzi o identyczne elementy (zbiory o tej samej liczebności), które do siebie dodajemy. Będzie to ważne przy analizie błędów podczas potęgowania. Czyli wniosek jest taki, że skrócone (sprytne) dodawanie to mnożenie.

Teraz zastanówmy się nad tym, co by się stało, gdybyśmy chcieli przez siebie mnożyć te same elementy? Inaczej mówiąc będziemy mnożyć daną liczebność zbioru (np. 4 kasztany w kupce) przez tę samą liczbę (czyli czterokrotnie w naszym przypadku). I właśnie na tym polega sprytne (skrócone) mnożenie!

Weźmy za przykład trójkę. Spróbujmy kilka razy pomnożyć ją przez samą siebie. Działanie, które polega na mnożeniu tych samych liczb przez siebie nazywamy potęgowaniem. Używając śmiesznej metafory, potęgowanie to taki dziadek dla wnuczka (dodawanie), którego ojcem jest mnożenie.

Podobnie jak w dodawaniu i odejmowaniu, również w potęgowaniu mamy trzy elementy. Ostatnim z nich jest wynik (wartość), a pozostałe to podstawa i wykładnik.

Podstawa potęgi mówi nam o tym jaką liczbę będziemy mnożyli, zaś wykładnik podpowiada ile razy będziemy taką operację wykonywali.

Teraz zobaczmy istotę potęgowania, która zostanie przedstawiona w możliwie najprostszej i zarazem ciekawej formie. Narysujmy trójkąt - najlepiej równoboczny lub maksymalnie do niego zbliżony (chociaż może być też taki, który jest prostokątny i zarazem równoramienny - połowa kwadratu). Jak doskonale wiemy i pamiętamy każdy trójkąt ma trzy wierzchołki.

Następnym krokiem będzie to, aby od każdego wierzchołka narysowanego trójkąta, poprowadzić przerywaną (albo ciągłą) linię. Na końcu każdej linii rysujemy identyczny trójkąt. A co dalej? Otóż wiemy, że potęgowanie to rozmnażanie tego samego, więc dalej kopiujemy trójkąty raz jeszcze.
Graficzne przedstawienie potęgowania na przykładzie liczby 3, zakodowanej jako trójkąt (trzy wierzchołki)

Zobaczmy co takiego powstało z naszego rysunku. Zróbmy krótkie omówienie i podsumowanie tego co widzimy.

Gdy za pierwszym razem narysowaliśmy trójkąt (poziom pierwszy), to razem mieliśmy dokładnie 3 wierzchołki. Dlaczego akurat trzy? Ponieważ chcieliśmy badać jak się będzie zachowywała trójka jeśli chodzi o potęgowanie. Pójdźmy dalej. Drugie rozmnożenie trójkątów spowodowało, że na danym poziomie (u nas jest to poziom drugi) mamy już 9 wierzchołków. Z kolei przejście na poziom trzeci sprawiło, że mamy na nim aż 27 wierzchołków.

Jaki z tego wyciągniemy wniosek? Otóż podstawa potęgi mówi nam o liczbie, którą będziemy potęgować. U nas ta liczba (trójka) była zakodowana graficznie - chodziło bowiem o liczbę wierzchołków w trójkącie, czyli 3. Natomiast wykładnik lub też stopień potęgi jest to nic innego niż poziom na którym zatrzymaliśmy się w naszym procesie potęgowania - a w przypadku wyjaśniania ambitnemu 5-latkowi - rysowania (trójkątów).

Tabela potęgowa dla liczby 3 - zakodowanej jako trójkąt: najważniejsze właściwości potęgowania jak na dłoni

Mam nieodparte wrażenie, że w tym momencie dużo może się rozjaśnić i być może nawet... źrenice oczu mogą się mocno poszerzyć.

Zerknijmy jeszcze na drugi przykład. Weźmiemy sobie na warsztat czwórkę i dla zabawy (oraz prostoty) zakodujemy ją jako kwadrat. A wiemy doskonale, że każdy kwadrat jest identyczny (jeśli chodzi o właściwości), więc będziemy mogli tak samo go rozmnażać jak zrobiliśmy to z trójkątem chwilę wcześniej.

Graficzne przedstawienie potęgowania na przykładzie liczby 4, zakodowanej jako kwadrat (cztery wierzchołki)

Wnioski z tego przykładu są oczywiście te same
, chociaż wartości w tabeli ulegną odpowiednim zmianom. Proces i ilustracja potęgowania pozostaje niezmienna. Nie jest to oczywiście jedyny sposób, ale na pewno oryginalny i łatwy do zrozumienia dla każdego dziecka (także 8-9 latka).

Tabela potęgowa dla liczby 4 - zakodowanej jako kwadrat: najważniejsze właściwości potęgowania jak na dłoni

Na tym kończymy ten wykład. W kolejnym odcinku będziemy dalej zgłębiali potęgowanie i zastanowimy się co ma tak naprawdę wspólnego z dodawaniem. Wiemy, że potęgowanie to sprytne (skrócone) mnożenie, ale gdzie tu miejsce na dodawanie? Niebawem tajemnica się wyjaśni. Chętnych do samodzielnego odkrywania kolejnych wniosków zapraszam do wykonania koniecznej pracy. Powiada się, że jeden rysunek jest wart tysiąca słów. Jeśli dany rysunek zawiera solidną koncepcję, która została odpowiednio zrozumiale wyjaśniona, wówczas to powiedzenie może nie być tylko pustym frazesem...

Podsumowanie: Potęgowanie to sprytne mnożenie, którego istotą jest rozmnażanie tego co jest podstawą. To mniej więcej tak jak epidemia wirusa, która rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Zrozumienie istoty dodawania i odejmowania będzie przydatne na kolejnych etapach zrozumienia potęgowania. Na chwilę obecną warto dobrze przeanalizować powyższą koncepcję zaprezentowaną jako nietypowe rysunki (drzewka). To będzie procentowało w kolejnych etapach, gdy pojawią się bardziej wymagające koncepcje, które tak naprawdę wcale nie będą trudne.

Potęgi razem z pierwiastkami - pozornie trudne zagadnienia... i już wszelkie trudności za nami - cz.1

Otwieram kolejną serię, ponieważ mam już opracowany pomysł na to, aby wyjaśnić zagadnienia, które sprawiają duże kłopoty dzieciom. Jednym z takich tematów jest potęgowanie oraz pierwiastkowanie. Uważam, że nie są one dobrze opanowane, ponieważ stosujemy do ich tłumaczenia zbyt mało twórcze, różnorodne... i trzeba to w końcu przyznać - wyjątkowo słabe idee. Na marginesie podkreślę, że w szachach słabe idee bardzo szybko sprawiają, że zawodnik zatrzymuje się na danym poziomie. Dlatego jestem absolutnie przekonany, że być może dobrze byłoby to w końcu zmienić i pokazać, że można inaczej. Pokazać matmę jakiej nie znasz...

 

No dobrze, ale co w takim razie będzie można znaleźć w tej serii? Na pewno będą solidne podstawy oraz kilka ciekawych pomysłów wraz z zaznaczeniem i analizą błędów, które często popełniają uczniowie. Trudno jest mi podać szczegółowy plan tego co będę chciał krok po kroku zrealizować, ale w dużym uproszczeniu będę chciał się zająć następującymi elementami:

1. Potęgowanie - czym tak naprawdę jest i jaki jest jego związek z dodawaniem.
2. Pierwiastkowanie - czym tak naprawdę jest i jaki jest jego związek z odejmowaniem.
3. Potęgowanie i pierwiastkowanie w stopniu drugim.
4. Potęgowanie i pierwiastkowanie w stopniu trzecim.
5. Czym jest wykładnik oraz podstawa potęgi.
6. Czym jest liczba podpierwiastkowa oraz stopień pierwiastka.
7. Jaka jest relacja między potęgowaniem i pierwiastkowaniem.
8. W jakim celu odróżniamy potęgi (wykładniki) parzyste od nieparzystych.
9. W jakim celu odróżniamy pierwiastki (stopnie pierwiastków) parzyste od nieparzystych.
10. Sposoby przedstawiania procesu potęgowania i pierwiastkowania.
11. Tabela potęgowa i pierwiastkowa od 11 do 19.
12. Wzory dotyczące potęgowania i pierwiastkowania.
13. Notacja wykładnicza - z czym tak naprawdę się ją podjada.
14. Przykładowe zadania dotyczące potęgowania i pierwiastkowania.
15. Ciekawe sztuczki oraz koncepcja kameleona.
16. Analiza błędów oraz profilaktyka.
17. Legenda szachowa i grosz do grosza.
18. Podsumowanie i najważniejsze zalecenia.

Jak widać powyżej... jest to tylko grubszy zarys tego czym zamierzam się niebawem zająć (myślę, że dość przejrzysty). Chcę powyższe elementy dobrze omówić i przy okazji pokazać jak można je fajnie oraz ciekawie zaprezentować.

Ile artykułów będzie koniecznych, aby to dobrze wyjaśnić i pokazać przykłady, które będą mogły pogłębić zrozumienie tych zagadnień? Szacuję, że niezbędne będzie co najmniej 6-8 wykładów, ale wcale się specjalnie nie zdziwię, gdy dojdę do magicznej dziesiątki... i uznam, że jestem dopiero w połowie. Bardzo zależy mi na tym, aby było to na tyle solidne opracowanie (seria), aby mogła stanowić bardzo dobrą pomoc i wsparcie dla każdego nauczyciela - zwłaszcza tego, który takiej ściągawki najbardziej potrzebuje. Jest bowiem dość prosta i zadziwiająca zależność - im lepiej (pełniej) rozumie dane zagadnienie nauczyciel... tym większa szansa, że będzie mógł je wyjaśnić swojemu uczniowi... wystarczająco dobrze.

Postaram się również przemycać ciekawe elementy, które sprawią, że omawiane zagadnienia będą miał więcej życia. Na pewno kilka sposobów przedstawienia tematu będzie zaskakujących, a być może nawet i szokujących. Dodam jeszcze na koniec, że nad tym zagadnieniem pracowałem około dwóch lat (z przerwami oczywiście), więc myślę, że powoli coś mi świta w głowie, więc tym bardziej chciałbym się podzielić. Wierzę bowiem, że dopiero konieczność opublikowania czegoś co wymaga sporego nakładu pracy i twórczego podejścia... może pokazać (przede wszystkim mnie samemu) na ile dobrze (dogłębnie) zaczynam rozumieć ten temat. W szkole nie miałem okazji się go nauczyć, więc myślę, że czas najwyższy, abym mógł innym wyjaśnić to czego mi nie wyjaśniono.

Na koniec dodam, że będą także elementy mocno humorystyczne. Jakie? Chociażby takie jak uwolnienie ptaszka spod daszka czy też przyjazny kameleon na gałęzi, który stopień zagmatwania... dość mocno nam zawęzi!

piątek, 28 czerwca 2019

BIBLIOTEKA NAUCZYCIELA MATEMATYKI: Matemagicy - czyli jak ze wszystkiego wyczarować matematykę

Kolejną interesującą pozycją, która jest warta opisania może być książka Johnny'ego Balla - Matemagicy - jak ze wszystkiego wyczarować matematykę. Czy rzeczywiście matematyka jest tak powszechna, że możemy ją dostrzec gdziekolwiek się obejrzymy? Przekonajmy się zatem czy naprawdę tak właśnie jest!

Okładka książki: Matemagicy - czyli jak ze wszystkiego wyczarować matematykę (Johnny Ball)

Wystarczy dodać, że patronat nad wydaniem sprawuje National Geographic i już będzie wiadomo, że będzie coś o odkrywaniu oraz poszukiwaniu. I rzeczywiście tak jest. Zanim jednak zgłębimy się w to co sprawia, że ta bajka dla dzieci nieco starszych zostanie opisana przez pryzmat plusów i minusów, to zerknijmy najpierw na jej zawartość. Na początek oczywiście tradycyjne krótkie wprowadzenie i spis treści.

Autor we wstępie mówi o tym, że same liczby nie stanowią fundamentu matematyki. Chodzi o to, aby wykorzystywać je w takim celu, aby było nam łatwiej żyć. Dlatego wedle słów Johnnego: Liczby służą nam nie tylko do liczenia, lecz także mierzenia. Bez nich nie dalibyśmy rady niczego zaplanować, zaprojektować ani zbudować. Nie moglibyśmy też badać świata ani dokonywać przełomowych odkryć naukowych.... Poznamy metamagików - tych wszystkich ludzi w dziejach, którzy wykorzystywali czarodziejską moc liczb do odkrywania sensu otaczających nas zjawisk oraz sekretów Wszechświata. Opowieść ta wiedzie z przeszłości wprost w teraźniejszość, ukazując dzisiejsze sekrety mierzenia absolutnie wszystkiego. I to jest właśnie esencja tego czym wypełniona jest niniejsza pozycja.

Po krótkim wstępie mamy ładnie opracowany spis treści. Jest on podzielony na trzy epoki: świat starożytny, epoka wielkich odkryć oraz współczesne pomiary. Pierwsza część zawiera 39 strony, druga zaledwie 16 stron, zaś ostatnia - 32. Kolejne dwie strony to odpowiedzi oraz podziękowania i źródła zdjęć oraz indeks. Łącznie jest to 90 stron, nie licząc kilku końcowych pustych żółtych stron.

Dzięki niej dowiemy się jak mierzono czas i powierzchnię, trochę o planetach nas otaczających, nawigacji na morzu, czy też sporządzaniu map świata. Do tego dochodzi także wyjaśnienie tego czym jest ciepło i zimno, czym jest energia, światło czy ciśnienie a także czym są fale, duże i małe liczby oraz miary dziwne i niesamowite. Słowem - bardzo duży przekrój tego wszystkiego, co otacza nas na co dzień... i jednocześnie nie zastanawiamy się dlaczego tak się dzieje.

Książka pokazuje nasz otaczający świat w kontekście wszystkich najciekawszych wynalazków, które stale wykorzystujemy, często wcale nie zdając sobie z tego sprawy. Pomimo, że książka została wydana w 2012 roku, to jednak niemal wszystkie zagadnienia pozostają nadal aktualne.

Ta pozycja najbardziej przydatna będzie dla dzieci w wieku 9-12 lat, które są ciekawe świata i chcą wiedzieć w jaki sposób on działa. Myślę, że jest to niezwykle wciągająca lektura, ponieważ ukazuje świat przez pryzmat matematyki.

A jakie są braki lub wady tej książki? Otóż wcale nie ma ich wiele. Najdrobniejsze z nich to brak przetłumaczonego na nasz język nagłówka (str.74) czy też błędny numer strony w spisie treści w punkcie ważenie (jest str.48 zamiast 38).

Tego czego najbardziej jednak brakuje w tej pozycji, to nieco większej liczby doświadczeń czy łamigłówek, a przede wszystkim - końcowego testu (quiz). Z uwagi na to, że to według mnie jedyne istotne braki, zatem ocena końcowa dla tej książki wynosi 9/10. Można powiedzieć, że gdyby nie to, że autor nie skupia się na liczbach, lecz na wyjaśnianiu zjawisk i wciąganiu czytelnika do świata ciekawości, to ocena byłaby o co najmniej stopień niższa. Dodam jeszcze, że książka jest kolorowa, wydana na cienkim papierze kredowym i bez problemu się rozkłada.

 

Podsumowanie: Na koniec jako podsumowanie można przytoczyć opis podany na ostatniej strony książki: Przyłącz się do Johnny'ego Balla i przeżyj pełną emocji przygodę, towarzysząc mu w niezwykłej podróży przez matematykę od starożytnych matemagików po współczesną naukę. Przedstawiona w tej książce fascynująca historia liczb i pomiarów pokazuje, jak ludzie odsłaniali ukryte wszędzie matematyczne wzorce oraz odkrywali, że wszystko działa dzięki matematyce.

Moim zdaniem w taki właśnie sposób powinna być przemycana i wyjaśniania matematyka w pierwszych latach nauki. Co prawda takie zajęcia wymagają od nauczyciela (bądź rodzica) solidnego przygotowania i dość rozległej wiedzy, ale gwarancją jest to, że każde dziecko rozpali swoją ciekawość i jak najszybciej będzie chciało samodzielnie odkrywać świat i poszukiwać sposobów jego zrozumienia. Ta pozycja może stanowić świetne wprowadzenie do świata nauki, którego jedną z osi jest matematyka.

wtorek, 25 czerwca 2019

Rola i znaczenie błędów w nauce matematyki i nie tylko - cz.2

W poprzedniej części wyjaśniłem to jakie informacje niesie ze sobą błąd i co powoduje. Tym razem zastanowimy się nad tym co sprawia, że nasze błędy są niezbędnym elementem rozwoju.

Zacznijmy od akceptacji tego, że w drodze do mistrzostwa niezbędne jest popełnianie błędów. Sztuką jest wyciąganie z nich wniosków oraz świadoma praca nad tym, aby dawały nam one możliwość wspinania się na kolejny poziom.

Błędy mogą być bardzo wartościową wskazówką do tego, co jest nam trudno przyjąć. Mogą nam pokazywać, że jeszcze nie opanowaliśmy danego zagadnienia lub nie mamy wystarczających umiejętności, do tego, aby móc płynnie i swobodnie poruszać się w danych obszarze.

Prawdopodobnie jeden z najbardziej popularnych błędów na świecie - absolutna klasyka matematyki

Jak to przejawia się w matematyce? Pokażę na przykładzie. Załóżmy, że zaczynamy wyjaśnianie tematu dodawania liczb w zbiorze naturalnym. I mamy dwa jabłka, do tego dokładamy jeszcze trzy, więc razem mamy ich pięć. Zapis jest prosty: 2+3=5. No dobrze, a gdy do 7 jabłek dodamy 3? Tak, otrzymamy 10, ponieważ suma 7 i 3, to właśnie tyle! Teraz zadajmy sobie pytanie - czy moglibyśmy od 7 jabłek odjąć 10? A czy od 2 możemy odjąć 5? Jeśli odpowiedzią jest to, że "tak się nie da", wówczas popełniamy błąd. Otóż można i należy jedynie stwierdzić, że w obecnej chwili oraz bez dodatkowych pojęć... nie wiemy jak tego dokonać. Niemniej przychodzi kolejny etap w którym dziecko poznaje liczby całkowite i wtedy okazuje się, że jednak się da. Dlaczego? Dlatego, że 5-2 oraz 2-5 to w sumie to samo działanie (odejmowanie), tylko jego wynik będzie "po drugiej stronie lustra". Jest ono realizowane w tym samym kierunku, chociaż wynik będzie po drugiej stronie zera. Tak samo jak 10-7 oraz 7-10. Zobaczmy, że odległością między tymi liczbami jest stale wartość trzy. Raz trójka jest dodatnia, a raz ujemna. Niemniej za każdym razem jest to ta sama trójka.

I jak teraz to wyjaśnić dziecku? Wystarczy w tym momencie pokazać i wytłumaczyć to czym jest winda, jak działa termometr okienny czy też wskazać odniesienie do poziomu morza. Zobacz Marysiu: jeśli mamy 10 stopni i temperatura zmniejszy się o 7, wówczas będzie 3 stopnie (zaznaczamy pierwszy punkt). A jeśli byłoby 7 stopni i spadła by o kolejne 10? Co wtedy? Tak, wówczas przechodzi przez pewną granicę, która rozdziela liczby (wartości) dodatnie i ujemne. Stąd wynikiem będzie -3 i zaznaczamy drugi punkt. I teraz wystarczy tylko dokładnie przyjrzeć się temu w jakiej odległości od zera (granicy) są 3 i -3. Okazuje się, że są dokładnie tak samo oddalone od zera! A jeśli niebawem przypomnimy ten przykład, to wystarczy dodać, że zarówno w górę jak i w dół obie trójki są oddalone o 3 jednostki. Stąd właśnie wartość bezwzględna dla 3 i -3 jest taka sama.

Myślę, że teraz wyraźnie widać w jaki sposób popełnienie błędu bez wyciągnięcia wniosków, będzie wpływało na hamowanie procesu rozwoju dziecka, prawda?

No dobrze, to ładne i ciekawe rozważanie teoretyczne. Pytanie jednak jak u mnie przejawiają się błędy i co mi one dają? Pozwolę sobie opisać ten fascynujący temat na własnym przykładzie.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Fascynowało mnie to dlaczego dzieci popełniają błędy w przypadku zadań związanych z polami figur. Przede wszystkim mylą wzory w których jest "przez dwa" z tymi w których nie ma. Postawiłem sobie proste pytanie - dlaczego? I okazało się, że sam również tego nie rozumiałem, ponieważ wiedzę dotyczącą wzorów miałem podaną w szkole na zbyt często stosowanej uczniowskiej zasadzie "trzy zet" - zapamiętaj, zalicz, zapomnij.

I z uwagi na to, że chcę nie tylko samemu tę dziurę w wiedzy załatać, ale również pomóc nauczycielom w tym, aby mogli jeszcze lepiej uczyć swoich uczniów... więc zgłębiłem temat. Na pierwszy ogień poszedł temat trójkątów. Wiadomo, że trójkąty są lekkie, łatwe i przyjemne, więc co mogło w nich stanowić jakikolwiek problem? Otóż była nim wysokość! Tak, coś co wydaje się banalne i oczywiste... było dla mnie poważnym problemem i zarazem wyzwaniem. Podjąłem decyzję, że przyjrzę się tej wysokości i spróbuję wejść w rolę dziecka, które zupełnie nie rozumie dlaczego są akurat trzy wysokości w każdym trójkącie (!) oraz czemu niektóre z nich są w środku trójkąta, inne idą po jego bokach, a jeszcze kolejne wychodzą poza trójkąt!

W ten oto sposób powstała seria: "Wysokość w figurach rewelacyjnie opisana - to matematyka świetnie zrozumiana i solidnie opanowana". Poniżej podaję linki do tych poszczególnych części, bo za chwilę będę o nich opowiadał (w telegraficznym skrócie oczywiście). O tym w jaki sposób mój proces zgłębiania tematu coraz bardziej otwierał przede mną kolejne drzwi.

Oto odnośniki (linki) do pięciu części serii dotyczącej wysokości w figurach płaskich.

1) część 1: https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/01/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie.html

2) część 2: https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/01/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie_28.html

3) część 3: https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/02/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie.html

4) część 4: https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/03/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie.html

5) część 5: https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/03/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie_24.html


Na początku postanowiłem przyjrzeć się temu co by się stało, gdybyśmy wykorzystali koncepcję szyn (torów) do tego, aby mieścić w niej nasze wysokości. Okazało się, że zastosowana koncepcja jest rewelacyjna, ponieważ teraz doskonale rozumiem dlaczego wyznaczamy ją z wierzchołka do podstawy. Musiałem zdefiniować wysokość i wyjaśnić (przede wszystkim sobie!) to jaka jest jest rola.

W kolejnej odsłonie przyjrzałem się innemu elementowi: w jaki sposób będzie wyglądała wysokość w trójkącie prostokątnym i rozwartokątnym. Z uwagi na to, że miałem już wszystkie niezbędne informacje, więc postanowiłem zebrać je w jednym miejscu w postaci tabeli. Nastąpiła kolejna wielka chwila, ponieważ zrozumiałem co się dzieje z punktem przecięcia wysokości (tzw. ortocentrum) w zależności od tego jak bardzo rozwiera się trójkąt. Okazało się, że w trójkącie ostrokątnym przecięcie jest w środku trójkąta, w prostokątnym - w wierzchołku kąta prostego, zaś rozwartokątnym - poza nim (nad największym kątem). Poza tym zrobiłem krótkie podsumowanie i podałem wskazówki. Teraz wiem jak najprościej wyznaczyć dowolną wysokość w trójkącie.

Trzecie podejście było konieczne, ponieważ wiedziałem już o wysokościach w trójkątach, ale musiałem mieć pewność, że rozumiem ją również na przykładzie czworokątów. I poszedłem o krok dalej, bo zastosowałem koncepcję szyn (pudełka) do tego, aby zobaczyć na ile będzie pomocna w wyjaśnianiu tego jak powstają czworokąty. Znów okazało się, że pójście o krok dalej daje pozwala mi otworzyć kolejne drzwi. Byłem mocno i zarazem mile zaskoczony tym, że nie da się niepoprawnie narysować danej figury, wykorzystując koncepcje szyn oraz wskazówki, którymi należy się kierować konstruując daną figurę. Rezultatem tych poszukiwań była moja wisienka na torcie. Tak, to właśnie tabela, która wyraźnie i prosto pokazuje, jakie właściwości ma każda z figur i która z nich należy do innej grupy. Przyznam, że akurat z tego odkrycia i dobrego opracowania jestem cholernie dumny. Czemu? Otóż dlatego, że to jedna z nielicznych tabel, która może w bardzo prosty sposób pomóc dzieciom utrwalić to czy prostokąt jest równoległobokiem zaś trapez prostokątem. I co mega ważne - jest to opracowane nie tylko poprawnie, ale również w postaci fajnej zabawy z dwiema kostkami.

Czwarta część dała mi impuls do tego, aby odkryć co takiego wiąże z tymi figurami. Powiem tylko, że zaprezentowałem pewien pomysł na to jak można pokazać i wyjaśnić sens powstawania wzorów na obliczanie pól figur. Ten artykuł akurat był dość krótki, ponieważ poprzedni był bardzo dogłębny i zrozumiałem, że nie muszę już rozpisywać się o czymś, co jest w tym momencie w pełni zrozumiałe jak też intuicyjne. Przy okazji mimochodem doszło do mnie to dlaczego jednostkami, które używamy do określenia pola... są jednostki kwadratowe, a nie powiedzmy, trójkątne.

Ostatnia część została opracowana po to, aby powiedzieć co nieco na temat specjalnych trójkątów równoramiennych. Podczas wielokrotnej analizy takich figur jak kwadrat, równoległobok oraz romb... magicznie pojawiały mi się w polu świadomości dziwne obiekty, których nie potrafiłem nazwać, chociaż stale je dostrzegałem. No i szybko powstały jak Feniks z popiołów - półkwadratus i półrombus. I to właśnie one dostały swoje pięć minut, aby zabłysnąć.

Zwieńczeniem całości był zestaw propozycji twórczych ćwiczeń dla dzieci - rysowanie, układanie, rozcinanie, łączenie i wnioski. Jestem przekonany, że na bazie tych właściwości można zaprojektować bardzo ciekawe i rozwijające twórczość ćwiczenia. Dodałem do tego również to, że jeśli tylko damy dzieciom odpowiednie warunki do rozwoju, wówczas ich ciekawość samodzielnie będzie je prowadzić w kierunku tego co ich pociąga. Wystarczy tylko stworzyć odpowiednie warunki i zachęcać do tworzenia, sprawdzania, opisywania, odkrywania i wnioskowania.

Po tym krótkim opisie wrócę do tego co jest sednem tego artykułu. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mam pewne braki oraz zrozumiałem to, że błędy, które popełniają dzieci... mają swoją przyczynę. Postanowiłem zatem poszukać tego co może sprawić, że uda się wyeliminować te błędy. Niemniej, aby dojść do tych koncepcji i wniosków, które zaprezentowałem w serii o wysokości, musiałem popełnić wiele błędów. Wystarczy powiedzieć, że minął rok od chwili, gdy obiecałem jednej z osób, że zajmę się tym zagadnieniem na poważnie. I w końcu po wielu przemyśleniach oraz analizach i próbach, odważyłem się na to, aby podzielić się tym czego nie rozumiałem. Dziesiątki razy musiałem moje koncepcje sprawdzać i co chwilę coś mi się rozpadało. Gdybym miał oszacować, to podejrzewam, że na stworzenie powyższej serii poświęciłem co najmniej 60-80 godzin. Teraz czytelnik może się lekko zdziwić, bo wydaje się przecież, że napisanie kilku artykułów to kwestia 10-15 godzin pracy, prawda? W moim wypadku cała praca łącznie z opracowywaniem grafik, tabel i wizualnej strony tekstu (artykułów) zamknęła się w około 100 godzinach.

Błędy w moim wypadku stale pokazywały (i nadal oczywiście pokazują!) mi to, że muszę wziąć pod uwagę informacje, które one mi przekazują. Za każdym razem próbowałem przyglądać się temu dlaczego się one pojawiają i co takiego chcą mi przekazać. Bez błędów nie byłbym w stanie stworzyć tego czym się podzieliłem, a co za tym idzie - nie byłbym o kolejny krok do przodu jeśli chodzi o moją matematyczną edukację w kierunku mistrzostwa (pełni zrozumienia).

Wnioski, które chciałem przekazać w tym artykułu są takie:
1. Błędy są integralną częścią i absolutnie niezbędnym elementem rozwoju.
2. Z każdego błędu wyciągajmy odpowiednie wnioski.
3. Zachęcajmy dzieci do tego, aby chciały odkrywać i tworzyć.
4. Twórzmy optymalne warunki do rozwoju, poprzez wyjaśnianie i docenianie błędów.
5. Pokazujmy na własnym przykładzie, to że im lepsze wnioski wyciągamy, tym lepsze błędy popełniamy.
6. Dawajmy poczucie bezpieczeństwa oraz wspierajmy do tego, aby popełniać wartościowe błędy.

Mam nadzieję, że w pierwszej odsłonie opisałem krótko to dlaczego błędy są niezbędne w naszym rozwoju. W tym miejscu na własnym przykładzie pokazałem jak to działa i jakie przynosi owoce (rezultaty). W kolejnych odsłonach będę przekonywał i pokazywał w jaki sposób można dawać dzieciom radość oraz poczucie sprawczości, wolności tworzenia oraz rozwijania swojego potencjału.


PODSUMOWANIE: Zdaję sobie sprawę, że kilka początkowych artykułów może wydawać się w niezbyt dużym stopniu matematycznymi, ale spieszę zapewnić, że po omówieniu powyższych solidnych podstaw (zobacz punkty we wnioskach), będę również pokazywał typowo matematyczne błędy i to w jaki sposób możemy je eliminować i na co najbardziej trzeba zwracać uwagę. Na razie jednak chcę zbudować solidne fundamenty teoretyczne, które mogą być stosowane do każdej aktywności, aby potem przejść do obszaru matematycznej edukacji. Dobrze jest bowiem mieć ogólny zarys tego z czym jest związana tematyka błędów, aby później nie musieć zadawać sobie trochę dziwnych pytań - chociażby takich jak "czy nie lepiej jest od razu podać gotowego rozwiązania" lub też stwierdzić, że "wystarczy tylko rozwiązywać tysiące zadań". Tego bowiem absolutnie chciałbym uniknąć.

środa, 19 czerwca 2019

Doświadczanie i zrozumienie matematyki w codziennym życiu - czy możemy uczyć efektywniej?

Wielokrotnie zastanawiam się na czym tak naprawdę polega bardziej efektywne nauczanie matematyki. Pojawia się również pytanie czy zrozumienie matematyki jest możliwe bez jej doświadczania. Pytań jest rzecz jasna znacznie więcej...

[ze wstępu] Matematyka jest bardzo ważnym narzędziem w kształtowaniu umysłu oraz rozumieniu świata wokół nas. Wydaje się, że jej nauka to czysta przyjemność, ale niestety rzeczywistość szkolna dla wielu dzieci bywa znacznie bardziej brutalna. Co jest takiego, co sprawia, że dzieci nie rozumieją tego czego się uczą? Czy chodzi o same treści czy też sposób nauczania?


Czasami zdarza się, że nauczyciel matematyki chciałby inaczej nauczać matematyki, ale nie za bardzo zdaje sobie sprawę z tego jak to zrobić. Myślę, że pewną podpowiedzią oraz inspiracją może być poniższy artykuł. Ma on zaledwie 3 strony, więc uważam, że w ciągu 20-30 minut można go spokojnie pochłonąć.

Wydaje mi się, że najbardziej pożądaną grupą odbiorców tego artykułu będą nauczyciele klas 1-8 oraz ambitni rodzice, którzy czują wiedzą, że matematyka szkolna nie jest tym czym być powinna. Przy okazji bardzo proszę o podzielenie się linkiem (do czasopisma w którym jest ów artykuł) ze wszystkimi osobami, które chciałyby przeczytać o tym, że można uczyć matematyki inaczej... czyli, że nie tylko się da, ale tym bardziej trzeba!

Jeśli zatem ktoś ma ochotę na lekturę tego artykułu, to gorąco polecam. Wierzę, że może pomóc uświadomić sobie pewne rzeczy bądź też spojrzeć na nauczenie matematyki z innej perspektywy.



UWAGA: Z uwagi na to, że artykuł od dawna nie jest dostępny, publikuję go poniżej (obrazy można sobie zapisać i potem obrócić).









poniedziałek, 10 czerwca 2019

Proste i ich magiczne właściwości - odkrywamy i tworzymy ciekawe zależności (3)

Wydawało by się, że tematy w ramach tej serii już zostały wyczerpane. Niemniej spieszę poinformować, że udało mi się opracować jeden jeszcze sposób na to, aby zachęcić dzieci do twórczej pracy. Myślę, że może to być naprawdę ciekawa forma na to, aby odkrywać własności figur na podstawie badania ich przekątnych. Ba! W rękach zdolnego i ambitnego nauczyciela to będzie kolejna petarda, za pomocą której uczniowie nie będą chcieli zakończyć zajęć. W sumie to nie ma się co dziwić, bo tego typu aktywność twórcza połączona z mądrym ukierunkowywaniem... da radość także nauczycielowi!

O czym będzie mowa w artykule? Poruszymy temat o czworokątów i przekątnych oraz odkryjemy dlaczego w niektórych figurach muszą być one prostopadłe, a co daje (na co wpływa) to jeśli są równe sobie. Zachęcam serdecznie do przyjrzenia się poniższym rozważaniom. Mam nadzieję, że mogą okazać się naprawdę pomocne lub inspirujące.

Wiemy o tym, że dzieci niekiedy (zbyt często?) mają podawane na tacy coś, co powinny samodzielnie badać, odkrywać i opisywać. Spróbujmy zatem inaczej. Weźmy na warsztat czworokąty oraz przekątne w nich występujące. Owszem, można skopiować z dowolnej książki obrazek na którym będą zawarte niezbędne informacje na temat tych figur oraz własności ich przekątnych. Można je skserować i potem wkleić do zeszytu. Wątpię jednak bardzo poważnie, aby ten sposób realnie sprawił, że dzieci zrozumieją istotę przekątnych w czworokątach. Natomiast dzięki magicznie prostym ćwiczeniom będą one w stanie bardzo szybko i bezbłędnie samodzielnie określić, które z czworokątów mają takie a nie inne właściwości przekątnych. Czy to naprawdę możliwe? Tak, jak najbardziej! Przekonajmy się zatem jak tego dokonać.

Do przeprowadzenia naszego eksperymentu dotyczącego odkrywania własności czworokątów będziemy potrzebowali: pary identycznych patyczków (plastikowe lub drewniane) oraz dodatkowego patyczka innej długości od poprzednich. Do tego dobrze jest też mieć plastelinę, kawałek sznurka lub wstążki (a nawet jeszcze lepiej - elastycznej gumki). Chodzi o to, aby połączone patyczki mogły być sztywne (plastelina). Natomiast sznurek bądź wstążka (gumka) posłuży nam do tego, aby fizycznie stworzyć obwód danej figury.

Teraz, gdy mamy już wszystko gotowe, poniższe tabele pokażą nam co sprawdzimy i jakich efektów możemy oczekiwać. Oczywiście dzieci powinny otrzymać tabele w wersji niewypełnionej, aby same mogły wpisywać do nich swoje odkrycia.

W tym miejscu warto na chwilę przeskoczyć na sam koniec artykułu, aby zrozumieć jedno z pojęć, które używam w tekście, a może nie być dla wszystkich wystarczająco zrozumiałe i matematycznie idealnie poprawne. Chodzi o nieco nietypowy zwrot - przekątne przecinają się w połowie. Po odczytaniu wyjaśnienia można wrócić do tego miejsca i kontynuować dalsze czytanie.

Tabela nr 1. Przekątne do siebie prostopadłe oraz figury, które powstają w wyniku zabawy nimi (dla dzieci).

Tabela nr 2. Przekątne do siebie nieprostopadłe oraz figury, które powstają w wyniku zabawy nimi (dla dzieci).

Poniżej prezentuję kilka obrazków, które mogą pokazać w jaki sposób można bawić się w odkrywanie. Oczywiście ołówki symbolizują patyczki, zaś plastikowe zielone patyczki to sznurek lub wstążka (a nawet jeszcze lepiej elastyczna gumka). Przy okazji można zerknąć na drewniane mieszadełka, które mogą być użyte jako patyczki. Są lepsze ponieważ są płaskie, więc nie ulegają przesuwaniu.







Teraz kilka słów wyjaśnienia tego co zostało zawarte w obu tabelach.

Tabela nr 1. Przekątne do siebie prostopadłe oraz figury, które powstają w wyniku zabawy nimi.


Tabela nr 2. Przekątne do siebie nieprostopadłe oraz figury, które powstają w wyniku zabawy nimi.

W pierwszej z nich badamy przekątne prostopadłe i sprawdzamy jakie czworokąty możemy otrzymać. W rubryce (komórce) możemy zobaczyć taki napis: Obie przekątne przecinają się ze sobą PROPORCJONALNIE. Co to oznacza? To znaczy, że punkt przecięcia obu przekątnych znajduje się w identycznej odległości od obu końców tych przekątnych. Najlepiej ilustruje to rysunek. I pamiętajmy, że chodzi tylko o to, aby była (co najmniej) jedna para równych odcinków (licząc od punkt przecięcia do końca każdej z obu przekątnych).

 

Co dalej? Otóż najpierw bierzemy patyczki równej długości układamy je prostopadle, tak aby przecinały (nakładały) się w połowie. Można je usztywnić plasteliną lub opleść sznurkiem. Następnie gdy końce przekątnych (przypominam, iż w tej grupie są one prostopadłe) opleciemy wokół sznurkiem, to powstanie kwadrat. Potem w podobny sposób układamy kolejne patyczki (przekątne) i sprawdzamy jakie figury powstają. Jeśli wszystko dobrze wykonamy, to jest szansa, że będziemy w stanie ułożyć jeszcze trapez równoramienny, deltoid, jak również i romb.






Z kolei w drugiej tabeli mamy do czynienia z tego samego typu układankami, ale tym razem przekątne nie mogą być prostopadłe. Inaczej mówiąc muszą tworzyć między punktem przecięcia inny kąt aniżeli prosty. No i znowu jeśli wszystko dobrze opracowałem, to jest szansa, że będziemy w stanie ułożyć prostokąt, trapez równoramienny a przy okazji też równoległobok.




W przypadku przekątnych (patyczków) prostopadłych tylko w jednej sytuacji nie uzyskamy żadnej ze znanej nam figury z grupy czworokątów. Natomiast jeśli przekątne nie będą prostopadłe, to aż w połowie testowanych figur uzyskany czworoboki (czworokąty), które nie mają przynajmniej jednej pary boków równoległych ani nie są deltoidami. Te nieregularne czworokąty zostały wyróżnione w tabeli czerwoną czcionką, aby szybko rzucały się w oczy. Dobrze jest wyjaśnić dzieciom, że zarówno czworobok jak i czworokąt oznacza tę samą figurę.

Myślę, że powyższe obrazki powinny wszystko wyjaśnić. Zachęcam do testowania, sprawdzania oraz wyciągania wniosków. Przykładowo z obu tabel można szybko zobaczyć jaka jest różnica jeśli chodzi o przekątne między kwadratem a rombem oraz prostokątem a równoległobokiem. Im więcej pytań pojawi się podczas zabawy, tym więcej będzie radości właśnie z odkrywania. Ta mądra praca i zarazem nauka będzie potem skutkowała głębokim zrozumieniem tego czym są czworokąty i jakie właściwości mają ich przekątne. Nie ma innej opcji, gdyż łączymy ze sobą naukę (pracę) połączoną z zabawą.

Oczywiście pod koniec zajęć jako podsumowanie można (a nawet trzeba!) zapytać dzieci co takiego działo się w trakcie procesu odkrywania. Czyli stawiamy pytania o to co im się najbardziej podobało, co ich zaskoczyło, czego były pewne... a co sprawiło, że zobaczyli coś czego się zupełnie nie spodziewali. Im lepsza atmosfera i współpraca oraz wsparcie ze strony nauczyciela i kolegów, tym płynniej, efektywniej i ciekawiej powinny minąć zajęcia.

Podsumowanie: Proste prostopadłe i równoległe mogą być ciekawie wykorzystywane również w odkrywaniu czworokątów, za pomocą zabawy przekątnymi. Tego typu praca (mądra zabawa!) nie tylko jest ciekawa, ale również daje dzieciom dużą radość i buduje poczucie sprawstwa. Do tego dochodzi również zrozumienie istoty zagadnienia, więc następny etap w którym będzie obliczanie pól figur... będzie przysłowiową bułką z masłem. Dlaczego? Dlatego, że będą doskonale rozumiały co robią i efektem ubocznym będzie jeszcze łatwiejsze opanowanie twierdzenie Pitagorasa.

Przy okazji warto jeszcze podkreślić, że można również podzielić dzieci na dwie grupy, w których jedna pracuje na przekątnych, tworząc czworokąty i zapisując je w tabeli, zaś druga grupa pracuje na figurach i odkrywa jakie każda z nich ma przekątne. Potem porównujemy odkrycia obu grup i sprawdzamy w których miejscach mamy te same informacje dotyczące figur, a gdzie są one sprzeczne. Dzięki temu można wyjaśnić to co się stało, w przypadku gdy jedna z grup otrzymała informacje o właściwościach danych figur... niezgodne ze stanem faktycznym.

Tak czy inaczej jest to znakomita okazja ku temu, aby podyskutować o błędach, trudnościach oraz wnioskach, które towarzyszyły procesowi poznawania czworokątów... z innej strony. Takiej jakiej niestety często dzieci nie mają okazję poznawać. A szkoda, bo przecież można bardzo łatwo to zmienić. W jaki sposób? Chociażby wykorzystując i odpowiednio modyfikując ten artykuł, zgodnie z możliwościami oraz potrzebami dzieci. To naprawdę jest łatwiejsze niż się wydaje.

EDIT: Przekątne przecinają się w połowie - to mój skrót myślowy polegający na tym, że przekątne przecinają się w swoich środkach lub też "połowią się". Oznacza to, że przekątne przecinają się w swoich środkach co w konsekwencji sprawia, że obie dzielą się na połowy.

sobota, 8 czerwca 2019

Rola i znaczenie błędów w nauce matematyki i nie tylko - cz.1

W tej serii artykułów będę omawiał błędy i to co jest z nimi związane. Temat ważny i uważam, że nie można zwlekać z nim dłużej, bo jego niezrozumienie sprawia, że wiele dzieci jest krzywdzonych.

Zacznę może od tego, że z tematem błędów wiążą się również inne zagadnienia, które często są nierozłącznie z nimi związane. Bez ich omówienia temat może być zupełnie nieprawidłowo zrozumiany, a nie taka jest moja intencja. Chcę, aby ludzie mądrze i odpowiedzialnie dyskutowali na temat błędów i tego jakie mają one znaczenie!

Na początek zastanówmy się nad tym jakie informacje przynosi nam błąd. Można ogólnie stwierdzić, że jeśli popełnimy błąd to:
1. nie uzyskujemy prawidłowego wyniku.
2. nie osiągamy zamierzonego celu.
3. nie otrzymujemy tego co chcieliśmy.
4. możemy doświadczyć konsekwencji, których nie chcieliśmy.
5. dochodzi do zaburzenia pewnego porządku lub zasad.

Przykładem niechaj będzie sytuacja w której dodajemy 200 złotych i 600 złotych i otrzymujemy 1000. Okazuje się, że popełniliśmy błąd, więc nie możemy kupić rzeczy za 1000 zł, więc nie dostajemy tego co chcieliśmy. Wracamy do domu i doświadczamy konsekwencji w postaci tego, że straciliśmy czas na dojście lub dojazd do sklepu, potem poczucie rozczarowania lub wstydu w momencie, gdy chcieliśmy kupić dany towar, a nie mieliśmy wystarczającej ilości gotówki. Można zatem stwierdzić, ze zaburzyliśmy pewien porządek i możemy obwiniać siebie o to, że albo jesteśmy głupi albo wyrzucać sobie to jak mogliśmy popełnić (tak prosty) błąd. Generalną konsekwencją będzie strata energii i czasu. W zależności jak duża jest strata tych zasobów i jaką mamy regułę związaną z wyjaśnieniami naszych błędów względem samych siebie... chęć ukarania siebie albo wyciągniemy wniosek z tego co się stało, aby na przyszłość nie mieć do siebie pretensji.

Pytanie jak się będzie to miało do nauki lub nauczania matematyki? Oto jak ja to widzę. Opiszę sytuację hipotetyczną z perspektywy ucznia oraz nauczyciela. Wierzę, że może to być ciekawym pomysłem do tego, aby przemyśleć temat i przyjrzeć mu się we własnej perspektywie.

PERSPEKTYWA ucznia

 

Załóżmy, że uczeń przygotowuje się do egzaminu maturalnego z matematyki. Interesuje go wyłącznie zdanie tego egzaminu, tak aby mieć otwartą drogę na studia. I teraz uczy się, ale na egzaminie popełnia błędy, które sprawiają, że nie zdaje matury (uzyskując 20%, zamiast minimalnego progu 30%, gwarantującego zdanie).

Dobrze jest przyjrzeć się temu o czym informuje nas wynik (skutek):
1. Nie zdał matury, więc w tej chwili nie może zostać przyjęty na studia.
2. Jego błędy popełnione na maturze sprawiły, że nie uzyskał oczekiwanego wyniku.
3. Jego wysiłek, który podjął, aby zdać egzamin okazał się nie wystarczający.

A co by było gdybyśmy spróbowali spojrzeć inaczej na te same informacje, ale jako wnioski związane z rozwojem? Można to nazwać wstępem do konstruktywnej krytyki lub informacje zwrotne dotyczące tego egzaminu.

1. Czy może jest jakiś sposób, aby uczeń najszybciej zdał maturę, aby jeszcze w tym roku dostał się na studia? Odpowiedzią może być to, że w przypadku gdy uczeń nie zdał jednego przedmiotu, to może przystąpić do egzaminu poprawkowego (w sierpniu). Gdyby wynik był bliski progu zdawalności, to racjonalne mogłoby być odwołanie się od wyniku końcowego. Istnieje szansa, że egzaminator mógł niedokładnie sprawdzić pracę lub przypadkowo pomylić się przy podliczaniu punktów. Akurat w tym wypadku różnica aż 10 punktów procentowych oznacza, że to ostatnie rozwiązanie raczej niewiele zmieni.

2. W tym wypadku jeśli uczeń wie jakie błędy popełnił, wówczas może przyjrzeć się im na spokojnie i pomyśleć w jaki sposób je wyeliminować. Często wystarczy kilka spotkań z kimś kto się zna na matematyce i potrafi wyjaśnić dane zagadnienie i podpowiedzieć w jaki sposób pozbyć się błędów, które powaliły maturę.

3. Być może jednak wysiłek, który uczeń włożył był niewystarczający? Może warto uderzyć się w pierś i przyznać się przed sobą do tego, że praca była zbyt krótka i po łebkach? Czy przygotowanie do matury w postaci obejrzenia kilku filmików w serwisie YouTube (dwa dni przed maturą!) na pewno sprawiło, że uczeń wiedział co i jak ma zrobić, aby ją zdać?


PERSPEKTYWA nauczyciela



Nauczyciel przygotowuje się do lekcji. Chce dzieciom wyjaśnić czym są pola figur i skąd się biorą wzory na pola każdej z figur. W czasie lekcji jednak popełnia kilka błędów i wracając do domu postanawia ze sobą porozmawiać.

Dobrze jest przyjrzeć się temu o czym informuje nas wynik (skutek):
1. Źle wyjaśnił pole trapezu, bo nie wyjaśnił dlaczego suma podstaw musi być nawiasie.
2. Nie potrafił odpowiedzieć dlaczego jednostki w których podajemy pola są kwadratowe (a nie trójkątne).
3. Nie był w stanie odpowiedzieć co sprawia, że w jednych figurach zawsze będą przekątne prostopadłe, a w innych nie.
4. Nie dał rady wyjaśnić tego czym jest wysokość w każdej z figur i jakie są jej warunki konieczne.

A co by było gdybyśmy spróbowali spojrzeć inaczej na te same informacje, ale jako wnioski związane z rozwojem? Można to nazwać wstępem do konstruktywnej krytyki lub informacje zwrotne dotyczące tego egzaminu.

1. Jeśli nauczyciel nie pokazał dzieciom tego, aby samodzielnie narysowali dwa trapezy obok siebie, które w połączeniu dają prostokąt, więc błąd mógł być w pełni uzasadniony. Co zrobić? Następnym razem nadrobić tę zaległość i wyjaśnić, że w przypadku trapezu dzielimy przez 2, ponieważ potrzebujemy połowy prostokąta. Natomiast suma długości podstaw musi być w nawiasie, ponieważ w przeciwnym wypadku otrzymalibyśmy tylko część pełnego trapezu. I nagle błąd zostaje naprawiony, a dzieci rozumieją to, czemu służy zastosowany nawias.

2. Tutaj jest możliwość, że nigdy się nad tym tak naprawdę nie zastanawiamy, więc tego typu pytania będą nas zaskakiwać. Jeśli jednak rozumiemy, że kwadrat jest idealną do tego figurą, bo każdy z nich jest taki sam i łatwo może je zmieścić obok siebie bez pustej przestrzeni... to zrozumiemy czemu nie stosujemy jednostek trójkątnych. Niemniej gdybyśmy ustalili, że wypełniamy dana figurę trójkątami równoramiennymi o kącie prostym (połowa kwadratu), to okazałoby się, że też jest to możliwe.

3. W tym wypadku może być konieczne zastanowienie się czy i kiedy da się narysować kwadrat a kiedy romb, gdy przekątne (odcinki) przecinają się w połowie i gdy obie z nich są takie samej długości. I szybko okaże się, że zawsze będziemy mieli romb, chyba że obie przekątne (odcinki) będą zarazem prostopadłe - wówczas będzie to kwadrat. Natomiast, gdy przekątnej są prostopadłe i również tej samej długości, ale nie przecinają się w środku, wówczas po połączeniu ich końców, powstaje trapez równoramienny.

4. Wysokość to niestety termin, który najlepiej znamy z potocznego użycia. Niemniej jest duże prawdopodobieństwo, że tak naprawdę nigdy nie mieliśmy okazję bliżej mu się przyjrzeć. Można w domowym zaciszu nadrobić te zaległości i na kolejnych zajęciach wyjaśnić to co było trudne bądź niezrozumiałe (czy też błędnie wyjaśnione). Jedną z pomocy może być koncepcja opracowana przeze mnie: Wysokość w figurach rewelacyjnie opisana - to matematyka świetnie zrozumiana i solidnie opanowana. Mnie opracowanie tej seria zajęło aż 5 odcinków, ale myślę, że istotnie zgłębiłem pojęcie wysokości i jestem znacznie lepiej przygotowany na niespodziewane pytania.

https://matmajakiejnieznasz.blogspot.com/2019/01/wysokosc-w-figurach-rewelacyjnie.html (cz.1)


PODSUMOWANIE: Na tym zakończymy ten artykuł (seria będzie kontynuowana), który powinien uzmysłowić nam to, że błędy mogą być nie tylko postrzegane w kategoriach zagrożenia, ale mogą być istotnym impulsem do tego, aby zobaczyć to czego nie umiemy, nie rozumiemy czy też to z czym się zmagamy. Mam nadzieję, że wyraźnie pokazałem, iż w przypadku ucznia, błędy dają nam informację o tym czego nam jeszcze brakuje do zrealizowania celu. Natomiast w przypadku nauczyciela z pewnością dają one okazję do tego, aby dane zagadnienia zgłębić do tego stopnia, który jest nam potrzebny. Dzięki temu jest szansa, że w przyszłości nie będziemy musieli ich powielać.

Pamiętam jak jeden z mądrych ludzi powiedział, że największą sztuką jest nigdy nie popełniać tego samego błędu (po raz drugi). Nikt natomiast nie mówił o tym, aby w ogóle błędów nie popełniać, lecz istotą jest wyciąganie z nich wniosków. Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską (Aureliusz Augustyn, znany jako święty Augustyn). No, a gdyby tak dojść do perfekcji i nigdy nie popełniać żadnych błędów? Obawiam się, że to trochę ryzykowne podejście, ale spróbujmy...

Nie myli się jedynie ten... kto nie robi nic!

A teraz... kto z was naprawdę nie chce nigdy więcej popełniać jakichkolwiek błędów???