środa, 19 sierpnia 2020

BIBLIOTEKA NAUCZYCIELA MATEMATYKI: Szkoła ma być dla ucznia - 30 bardzo subiektywnych esejów o edukacji

Czasami dochodzimy do momentu w którym zastanawiamy się o co tak naprawdę chodzi w tej nauce, nauczaniu i edukacji. Nie zawsze jest czas na pogłębioną refleksję oraz dotarcie do wielu badań, publikacji oraz inspirujących pozycji. Żyjemy bowiem w dość szybkim czy nawet zbyt szybkim świecie. Dobrze jednak raz na jakiś czas zatrzymać się na chwilę, wziąć głębszy oddech i oddać się przemyśleniom. Pomocą ku temu może być wartościowa lektura, która może nam pomóc dostrzec to co wcześniej było ukryte lub trudne do zaakceptowania czy też pełniejszego zrozumienia. Stąd na warsztat dziś pozycja o miłych dla oka tytule „Szkoła ma być dla ucznia”, która mówi o edukacji i tym jak dzisiaj powinna ona wyglądać. Dodam, że jest bardzo mocno oparta o wartości jak też mocne filary. Właśnie dlatego zdecydowałem się ją przedstawić.


 
Tomasz Tokarz jest autorem książki „Szkoła ma być dla ucznia”. Tak, można w skrócie powiedzieć, że napisał książkę, która jest apelem o inną kulturę edukacyjną, opartą a podmiotowości ucznia.

I jak dodaje na ostatniej stronie okładki: Mam nadzieję, że stanie się inspiracją dla nas wszystkich - rodziców, nauczycieli, kadr zarządzających oświatą, aktywistów społecznych - do działania na rzecz szkoły jako miejsca przyjaznego młodym ludziom. Szkoły, w której faktycznie będą mogli się rozwijać, która pozwoli im być autorami własnych edukacyjnych dróg, która stanie się przestrzenią budowania dobrych relacji. Szkoły dla ucznia.

Co według autora stanowi prawdziwy problem? Otóż uważa on że nie są nimi przepisy, podstawy programowe, oceny czy kartkówki. Sedno problemu leży w postawach i przekonaniach - na temat roli ucznia, jego miejsca w szkole, wymogów jakie musi spełniać. Dodaje do tego, że potrzebujemy innego spojrzenia na edukację, na jej cele, na relacje między ludźmi tworzącymi szkolną społeczność.

A kim jest autor? Jest trenerem kompetencji społecznych, trenerem kompetencji cyfrowych, mediatorem, coachem, wykładowcą akademickim. A przede wszystkim - nauczycielem. Od lat z zaangażowaniem wspiera ludzi w rozwoju, a przy tym bada, jak można to robić lepiej i tworzy wizję szkoły, która odpowie na potrzeby uczniów i wyzwania otaczającego świata.

Tyle tytułem wprowadzenia. Takie informacje możemy znaleźć na okładce. Teraz zerknijmy jednak do książki. Co w niej zawarł nasz wizjoner?

Zanim przejdę do nieco bardziej szczegółowego opisu, to kilka słów o książce. „Szkoła ma być dla ucznia” została wydana w roku 2020 przez autora w systemie wydawniczym Ridero. Pozycja ta liczy sobie aż 294 strony, a więc jednak trochę w niej wiedzy jest przemyconej.

Z czego się składa? Otóż zawiera spis treści, wprowadzenie, 30 esejów (artykułów), a do tego trzy dodatki i spis literatury.

Jak pisze we wprowadzeniu autor, impulsem do napisania tej książki były jego doświadczenia ostatnich kilku lat. Tomasz Tokarz podejmował wiele działań i wchodził w rożne role: trenera, mediatora, wykładowcy czy badacza.

Przez kilkanaście lat pracował jako nauczyciel akademicki, prowadząc zajęcia dla przyszłych nauczycieli, pedagogów, terapeutów czy pracowników socjalnych. I w pewnym momencie po latach pracy i analiz, w końcu zorientował się, że współczesna szkoła w bardzo niewielkim stopniu przygotowuje ludzi do twórczej i samodzielnej pracy, do zadawania pytań, eksploracji, formułowania własnych celów, wyrażania siebie, komunikowania się, aktywności zespołowej czy też wystąpień publicznych.

Z kolei te analizy i obserwacje skłoniły Tomasza Tokarza do tego, aby bliżej przyjrzeć się systemowi edukacji w Polsce. Zatem rozpoczął podróż po szkołach. Co z tego wynikło? O tym właśnie można przeczytać w jego pracy. A o czym jest ta publikacja? I znowu posłużę się tym co autor opisuje we wprowadzeniu (w sumie to już prawie połowę przemyciłem). Mianowicie autor wyraźnie podkreśla, że niniejsza książka nie jest opracowaniem naukowym. Ba! Nie jest również poradnikiem zawierającym proste rady na każdą okazję. Co więcej, nie jest również raportem z wdrażania promowanego modelu szkoły. Czym zatem jest? Jest wyrazem jego osobistych poglądów na edukację. Od razu ktoś zapewne zapyta - "a nie lepiej czytać Tokarza na fejsie?". Odpowiem po Tokarzowemu - w tej pracy masz do dyspozycji spójne, uporządkowane i wzbogacony zbiór wpisów, którymi wcześniej dzieliłem się na Facebooku.

I rzeczywiście, miałem (i nadal mam) okazję czytywać wpisy profesora Tokarza wielokrotnie i dużo z nich kojarzę w książce. Tyle, że różnica jest diametralna. Do postów i komentarzy Tomasza Tokarza na Facebooku w zasadzie nie sposób wrócić, a w książce wszystkie są w jednym miejscu i ładne opracowane.

Co mnie w pewnym momencie powaliło? Otóż zakres, głębokość oraz różnorodność przemyśleń i ich spójność! To było takie olśnienie... jak grom z jasnego nieba!

W pewnym momencie uderzyło mnie to, że przecież to nie jest praca napisana w ciągu kilku miesięcy, lecz kilkunastoletnie przemyślenia, doświadczenia, analizy i badania. Dlatego mamy potwierdzenie tego znowu we wprowadzeniu, gdzie autor pisze, że przemyślenia, diagnozy i propozycje zawarte w tej książce są oparte na wielu lekturach, na analizie badań z różnych dziedzin oraz na obserwacjach działań ludzi w środowiskach edukacyjnych.

I pomimo, że się usilnie staram nie przepisywać całej książki (a przynajmniej wprowadzenia), to niestety muszę się jeszcze chociaż na moment wysłużyć tym co profesor Tokarz przemyca. Mianowicie według jego wizji, idea szkoły dla ucznia ma filary pochodzące z trzech obszarów. Są nimi: tradycja pedagogiczna, nauki społeczne i neurobiologia.

Z kolei fundamentem szkoły dla ucznia są trzy filary: pierwszym z nich jest to, że człowiek jest istotą społeczną, drugim, że jest istotą autonomiczną, zaś trzecim - to istota poszukująca spełnienia.

I teraz żywcem przepiszę ostatni akapit, bo w zasadzie on najlepiej oddaje to co w tej książce szalenie mocno przebija (nawet jak czasami w postaci niemego krzyku i wołania na puszczy). Tak oto kończy wstęp autor: "Ta książka jest o edukacji. A edukacja to nic innego jak wspieranie człowieka w rozwoju. Najlepszym, co możemy zrobić w tym zakresie, to budować wzajemne zaufanie. Bo edukacja to relacja".



W tym miejscu wypadałoby, aby kilkoma zdaniami skomentował każdy esej. Pytanie jednak czy jest ku temu sens? Uważam, że nie. Dużo mocniejsze wrażenie zrobi na czytelniku... spis treści. A ja tylko ogólnie podzielę się wrażeniami z książki. Tak będzie i szybciej i bezpieczniej. Wszak przy tej lekturze moja recenzja mogłaby zakończyć się pracą na kształt licencjatu. 



Książkę można podzielić na trzy części. W pierwszej nasz wizjoner, badacz i trener po prostu robi lincz na szkole. Lincz??! Tak! Leje szkołę potężnym batem argumentów i co dość nietypowe, nie wali na oślep, lecz pokazuje wyraźnie to co nie ma sensu, ale na co nie mamy czasu zatrzymać się i przenalizować.

Rozprawia się bezlitośnie zarówno z ideą szkoły, która pozornie jest współczesna, ale ma niemal dwustuletnie fundamenty, które już dawno się zawaliły... a my dalej na nich budujemy. Potem analizuje to w jakim celu chodzimy do szkoły, co daje nam szkoła, po co się uczymy i co z tymi ocenami. Znakomitym podsumowaniem jest esej o wdzięcznym tytule "Zasadniczy problem ze szkołą". To mniej więcej tutaj zaczyna się przejście na jasną stronę mocy.

Dlatego jeśli chcesz zobaczyć w jakim kierunku powinna zmierzać współczesna szkoła, to zacznij lekturę od tego miejsca. W poprzedniej części (esejach) profesor Tokarz maltretuje przestarzały system i brutalnie pokazuje co się kryje za dawną szkołą, której niektórzy trzymają się uporczywie.

No dobra Tomasz, a co w tej jasnej stronie mocy nasz profesor przemycił? Oj wiele! Spodziewałem się, że mówiąc dość lekkim językiem "pojedzie po szkole jak po burej suce"... i na tym zakończy (narzekanie). A tu się okazuje, że wcale nie!



Owszem, w pierwszej części obnażył to czego wstydzimy się dostrzec lub wypieramy. Jednak w drugiej znakomicie pokazał to co trzeba zrobić, aby sprawiedliwości stało się zadość. Tym razem zrobię mały wyjątek i polecę po tytułach esejów, aby pokazać, że Tokarz wytoczył ciężkie działa!

Jak ciężkie? Proszę samemu ocenić: metody aktywizujące, motywowanie w szkole, pochwała różnorodności, gdzie szukać inspiracji, turkusowa szkoła, kompetencje przyszłości, szkoła jako miejsce poszukiwań, siła zespołu, eksperyment uczniowski czy Peer learning. Pojechał po bandzie, prawda? Moim zdaniem tak, i to dość ostro.

Spoko, ale co w takim razie kryje ta trzecia część? Właśnie! Tutaj Tomasz Tokarz zupełnie pozamiatał. Otóż dość prowokacyjny i niewierny Tomasz zaczął jechać nie po nauczycielach, lecz do nauczycieli! Jak to możliwe?! Też się mocno zdziwiłem.

Niemniej trudno podważać fakty i to co wypisał w ostatniej części. Mianowicie najpierw zaczął od niezbyt wysokiej nuty, mówiąc że edukacja to relacja, potem jakby się nieco zapomniał, więc pokazał w jaki sposób zdobyć szacunek uczniów. Następnie opisał blokady w pracy nauczyciela, a dalej poszukuje nowego modelu nauczyciela.

Osoby, które postrzegają Tomasza Tokarza w kategoriach oszołoma... po przeczytaniu tylko tej trzeciej części, nigdy w życiu by nie powiedziały, że to ten sam autor, który jechał po szkole bez żadnych skrupułów.

Dobra, dobra - ale gdzie ten buntownik? Przecież jak opisuje nieco wywrotowe koncepcje, to znaczy, że jednak przeciwko czemuś się buntuje, prawda? Ano prawda! Dwa ostatnie eseje w części trzeciej właśnie opisują to przeciwko czemu buntuje się nasz buntownik ze świadomego wyboru. Tyle tylko, że Tomasz jest kuty na cztery nogi, bo zostawił sobie na koniec asa w rękawie! Jak to? Tak, tak! W artykule o trywialnej nazwie "co robić?", pokazuje co można i trzeba (z)robić. I tutaj ora wszystko wokół, tak samo jak i mnie zaorał. W jaki sposób? Pokazuje realnie istniejące szkoły, chociaż lepiej byłoby użyć sformułowania - placówki edukacyjne. I pomimo tego, że wszystkie te placówki o których pisze Tomasz, to zaledwie kilka procent wszystkich w kraju, to jednak pokazuje wyraźnie, że się da! Jak to po Tokarzowemu pisze autor: "I to się dzieje. Bunt już trwa. W ostatnich kilku latach pojawiło się dziesiątki inicjatyw, akcji, ruchów na rzecz nowej szkoły, bardziej przyjaznej dzieciom i rzeczywistemu interesowi społecznemu..."

Dodajmy jeszcze to o czym mówi autor jeśli chodzi o tempo i zakres tych zmian - z modelu pruskiego na model współczesny. Otóż podkreśla on że trudność tej zmiany polega na tym, że z jednej strony, by ją przeprowadzić, potrzeba lat pracy koncepcyjnej, u podstaw, na różnych polach: programu, przygotowania nauczycieli, organizacji, logistyki, kultury życia szkoły. A z drugiej - nie ma na to czasu, bo szkoła z każdym dniem odjeżdża dalej od wymogów współczesnego świata.

Spróbujmy puścić na chwilę wodze wyobraźni. Co by było gdybyśmy znaleźli osobę, która powiedziałaby tak: daj mi do przeczytania nie więcej niż cztery strony z książki tego wizjonera, tak aby było jasno określone jakiej szkoły nie chce, a jakiej chce. Co wtedy? Otóż odpowiedź jest dziecinnie prosta - przeczytaj esej pod tytułem "manifest nowej szkoły". Zajmie ci to 10 minut i otrzymasz pełną odpowiedź na twoje pytanie.



Za chwilę dokonam oceny książki i tego dla kogo może być adresowana. Zanim o tym wspomnę, to dodam, że nasz autor przygotował niespodziankę! Mianowicie na końcu książki dołączył trzy dodatki. Pierwszy z nich (A) to 10 wskazówek dla nauczycieli. Drugi (B) to 10 kierunków edukacyjnej zmiany. Trzeci zaś (C) to 10 porad dla rodzica.

I ponownie, gdyby nie było możliwości czy też czasu na lekturę książki, to pierwszy dodatek byłby idealnym kierunkiem do przemyśleń dla nauczycieli (obecnych i przyszłych), drugi dla wszystkich tych, którzy mają największy wpływ na edukację, zaś trzeci to super ściągawka dla rodziców. I co ciekawe, te dodatki mogą (a nawet powinny) stanowić świetny punkt wyjścia do dyskusji oraz przemyśleń względem tego czego oczekujemy w obszarze edukacji i szkoły.

Tę blisko trzystustronicową pracę kończy literatura, którą od razu polecę. Dlaczego? Otóż autor wymienia 60 pozycji, wśród których można spokojnie znaleźć około 20... które są niejako niezbędne jeśli ktoś poważnie myśli o rozwoju dziecka w kontekście edukacji i nauczania. I dodam, że widać wyraźnie z lektury pracy Tomasza Tokarza, że z niejednego pieca chleb jadł. Ale o tym już za sekundę. 


 
Teraz myślę, że coś na co większość czytelników zapewne czeka. Jakie wrażenie na mnie wywarła ta książka? Co było fajnego, co słabego i jak na mnie wpłynęła?

Otóż przyznam z drobnym poczuciem wina, że książka musiała poczekać kilka miesięcy na recenzję. Planowałem znacznie szybciej ją wchłonąć, ale nie było mi to dane. Postanowiłem dojrzeć do tego, aby czuć autentyczną chęć do przeczytania (bo inne pozycje mi "wisiały" do przeczytania). No i okazało się, że w ciągu 4-5 dni wciągnąłem tę książkę.

Na początku było zaciekawienie związane z tym na ile profesor Tokarz do siebie gada, a na ile potrafi naprawdę zainspirować oraz konkretnie postawić kawę na ławę. I szybko dostałem wiadro zimnej głowy... na mój sceptyczny umysł!

Tomasz Tokarz nie tylko pisze w sposób arcyciekawy, ale również daje przestrzeń czytelnikowi do tego, aby wszedł w dialog z autorem. Nie pisze tego wprost, ale ten dialog przebiega mniej więcej tak - "jesteś gotowy na to, abym ci pokazał rzeczy o których nie wiesz lub nie zdajesz sobie z nich sprawy?".

I za chwilę wykłada karta po karcie, zaczynając przeważnie od dziewiątek, ale czasami również mówi do ciebie - "dobra, weź sam wybierz kartę i pozwól, że wspólnie jej się przyjrzymy". Czytając tę niezwykłą pracę miałem nieodparte wrażenie, że Tomasz siedzi obok mnie...

i opowiada mi o kolejnych elementach całości.
Aha! I co mocno uderza, a dopiero teraz zdaję sobie sprawę? Otóż doskonałe wyczucie i narracja. Doskonale widać argumenty i tezy, powiązanie logiczne, możliwe wyjaśnienia oraz płynne przejścia. Gdyby zamknąć oczy i mieć włączonego audiobooka, czytanego przez autora, to byłaby to intelektualna uczta związana z przyglądaniem się temu co ważne.

Wątki są doskonale poukładane i pospinane - widać, że autor poświęcił setki (jeśli nie tysiące) godzin na to, aby to wszystko miało ręce i nogi. Dochodzi do tego rewelacyjna narracja w stylu: "zobaczmy, spróbujmy, przyjrzyjmy się" czy też "jeśli tak jest, czemu by nie, żeby było jasne, należy zwrócić uwagę". Nie wiem kto uczył sztuki dyskutowania i przekazywania swoich myśli naszego profesora Tokarza, ale moim zdaniem słucha się tego (ups, jak na razie czyta!) naprawdę rewelacyjnie. Ja jestem zachwycony.

No i dochodzimy do sedna. Mianowicie dla kogo ta książka i jaką notę mogę wystawić za tę pracę. Otóż uważam, że ta pozycja będzie naprawdę inspirująca dla każdego, kto chce krytycznie spojrzeć na szkołę i edukację.

Uważam, że zwłaszcza zachwyceni będą ci odbiorcy, którzy nie mają rozległej wiedzy na temat tego dlaczego współczesna szkoła nie odpowiada na realne potrzeby uczniów. No i oczywiście przede wszystkim osoby o otwartym umyśle. Dlaczego? Otóż dla osób, które już wszystko wiedzą bądź też wiedzą wszystko najlepiej, ta książka będzie jak płachta na byka. Tak samo nie polecam tej książki osobom, które nie wierzą w jakąkolwiek zmianę i nie interesuje ich to, że już ta zmiana zachodzi (pomimo, że jest słabo widoczna).

A co z osobami, które ścierają się z profesorem Tokarzem - głównie w ramach toczonych bitew intelektualnych o charakterze prowokacyjno-inspirującym? Otóż jeśli jesteś otwarty na argumenty, chcesz posłuchać i samodzielnie zweryfikować to co autor ma do powiedzenia, to ta książka jest dla ciebie. Może ci pomóc otworzyć oczy nie tylko na autora, ale przede wszystkim na to o czym pisze.

Uprzedzam jednak, że wymaga to pewnej pracy emocjonalnej i przede wszystkim dania sobie szansy na to, aby posłuchać bez uprzedzeń. Potem można już wyciągać wszelkie działa w kierunku Tokarza i pokazać mu w których miejscach się myli bądź nie ma racji.


 
Pora na końcową ocenę tej niezwykłej książki. Tutaj akurat będzie ona dość łatwa, chociaż towarzyszy temu pewien ból serca i pewien dyskomfort. Niemniej chcę być maksymalnie wiarygodny, więc nie mogę odpuścić ani zrobić wyjątku.

Zacznę od tego za co muszę odjąć nieco z końcowej oceny. Mianowicie jest to kwestia braku pełnej korekty. Chodzi o to, że praktycznie na każdej stronie można znaleźć albo literówkę albo też zjedzone lub przekręcone słowo. Podejrzewam, że przeciętnego czytelnika nie będzie to zbyt raziło, ale osoby, które są czułe na tym punkcie... będą musiały wziąć głębszy oddech. Dodam, że te drobne wpadki nie wpływają istotnie na treść i zrozumienie tekstu, tylko czasami sprawiają, że musimy nieco zmniejszyć tempo czytania.

Fajnie byłoby na końcu również w spisie literatury ponumerować poszczególne pozycje. Mam wrażenie, że to ułatwiłoby szybsze ich wyszukiwanie. To rzecz jasna drobiazg, ale do czegoś muszę się przyczepić, bo...?

No właśnie. A teraz reszta. Książka jest rewelacyjnie napisana, mega wciągająca, znakomicie przemycone badania, wnioski, wskazówki oraz rewelacyjny dialog z czytelnikiem. Masz przed sobą "Tokarza w najlepszej wersji" i możesz czytać z jego umysłu oraz inspirować się tym co przekazuje. Jeśli uwielbiasz setki pytań, inspiracji, kierunków poszukiwań oraz wniosków czy też zagadnień do przemyśleń, to ta książka absolutnie jest dla ciebie.

Co jeszcze jest szalenie ważne? Otóż to, że książkę można czytać od dowolnego miejsca. Nie ma znaczenia od którego eseju zaczniesz - i tak zaczniesz dobrze. No i coś o czym niewielu recenzentów wspomina. Do tej książki warto wracać dziesiątki razy, bo profesor Tokarz tak hojnie upakował w niej swoje przemyślenia, że naprawdę wystarczy wybrać 2-3 inspirujące eseje i można spokojnie przez weekend rozmyślać nad ich zastosowaniem.

Zatem końcowa ocena tej książki to 9/10. Jak kto woli blisko dość oceny celującej - ciut wyżej niż piątka. Dodam na swoją obronę, że nie odjąłem punktów za brak pytań po każdym eseju (tak, miałem taki zamiar!), ponieważ Tomasz Tokarz tych pytań tyle przemycał w każdym z nich, że byłoby mało sensowne ich kopiowanie na końcu każdego eseju. No i rewelacyjną robotę zrobiły również dodatki na końcu pracy. Dlatego tak jak napisałem - z bólem serca, ale do perfekcyjnej noty zabrakło właśnie lepszej (dodatkowej?) korekty i numeracji literatury.


Jeszcze tak na szybko przemycę informację, że autor kilka razy przytacza konkretne nazwiska (i pozycje), ale to nie ma aż takiego znaczenia. I tak opisuje problemy i zagadnienia z tak wielu punktów widzenia i tak dogłębnie, że ręce same składają się do oklasków.

Myślę, że na tym chyba możemy zakończyć tę recenzję, bo przekazałem najważniejsze z zamierzonych elementów. Reszta jest w książce - zbiorze bardzo subiektywnych esejów o edukacji. Pytanie kto miałby ochotę poświęcić się i przeczytać kilkadziesiąt książek, aby podzielić się swoją wizją za pomocą książki? Okazuje się, że profesor Tokarz właśnie tego dokonał. Nie czekał na innych, tylko z radością podniósł rękę i zaproponował, aby zapoznać się z tym co stworzył.


Wielkie dzięki Tomaszu za tę inspirująca i wzbogacającą lekturę, a przy okazji intelektualną podróż po tym co dla mnie ważne. Dawno nie miałem okazji czytać tak dobrej książki, gdzie czuję autora jakby siedział obok w fotelu i opowiadał o tym czego chcę posłuchać.

Informuję, że kolejne klapki mi się otworzyły i dziękuję za pomoc w oświeceniu tych obszarów, które były mroczne... - a jakich? Chociażby takich...


 
I jeszcze na koniec końców małe wyjaśnienie: zapewne niektórzy zdziwią się czemu w moim tekście używałem zwrotu "profesor Tokarz". Czy autor nie jest zaledwie doktorem? Tego nie wiem, ale dla mnie po stworzeniu tej pracy dostał ten właśnie tytuł. I to bez względu na to czy on lub ktokolwiek się na to zgadza czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz, aby twoja wiadomość nie została odrzucona przez system jako spam (usunięte), to podpisz się swoim imieniem lub pseudonimem. Dziękuję :)